Jak to się ma do pełnych ust?

Założę się, że zjedzenie jednego z tych dekadenckich kąsków zajmie ci mniej czasu niż nazwanie ich po imieniu!

Hej, mogłam zrobić ten tytuł jeszcze dłuższym, wiesz.

Mogłam wspomnieć, że imbir w nich jest właściwie kandyzowany.

Mogłam nawet sprecyzować, że imbir został skandyzowany tuż pod moim dachem w soczystym syropie waniliowo-miodowym.

Mogłam też dodać, że te maleństwa były bezzbożowe, a więc z definicji bezglutenowe, i że miały też wysoką zawartość białka.

Ale wiecie co?

Nie jestem pewna, czy chcesz to wszystko wiedzieć.

Cóż, tak... prawdopodobnie chcesz to wiedzieć, ale nie będzie cię to obchodziło, jak tylko zatopisz zęby w jednym z tych dzieci.

Szczerze mówiąc, w tym dokładnym momencie, wszystko, co cię będzie obchodzić, to to, co dzieje się w twoich ustach: połączenie lepkich, kruchych, lepkich i kremowych tekstur, które idą ręka w rękę z tym subtelnym chrupnięciem, które dostajesz za każdym razem, gdy dotykają się twoje zęby, a także bogaty, orzechowy smak masła migdałowego, po którym następuje pikantny kęs imbiru i tak intensywny smak ciemnej czekolady.

To wszystko sprawia, że czujesz się jak na noworocznej paradzie... Myślę, że mogą być nawet fajerwerki!

Zaufaj mi, trudno będzie Ci uwierzyć, że w tych pozornie diabelskich smakołykach czai się cokolwiek pożywnego, a tak się składa, że są one tak samo ładne do oglądania, jak i do jedzenia.

Och, i nawet nie próbuj ich chować z tyłu lodówki. To się nie uda. Zaufaj mi, próbowałam... Nie będziesz musiał nawet otwierać drzwi lodówki, żeby usłyszeć, jak cię wołają.

Chyba mają wbudowany megafon albo coś w tym stylu.

Po prostu nie ma ucieczki.

Aby być całkowicie szczerym, jest to rodzaj smakołyku, który pozostawi cię w smutku, prawie złamane serce, kiedy skończysz ostatni kawałek.

Będziecie żałować, że nie zrobiliście większej porcji, to pewne.

Być może nie powinnam była dzielić się tym przepisem.

Mam wrażenie, że będziecie mnie przeklinać...